Warszawa to nie tylko metropolia szklanych domów z urokliwą makietą Starówki w skali 1:1. To także mozaika betonowych pustyń i oaz dzikiego życia, z wielką rzeką płynącą przez środek miasta, znacznie czystszą i dzikszą teraz niż w czasach PRL-u. Przyrodników uderza w niej nadzwyczajne – jak na warunki metropolii w centrum Europy – bogactwo flory, fauny i fungi.
Mówimy tu o wolno żyjących mieszkańcach stolicy, a nie o egzotycznych okazach hodowanych jako maskotki, sprzedawanych w sklepach akwarystycznych, trzymanych w motylarniach czy w ogrodzie zoologicznym. Wśród wieżowców i fabrycznych kominów szybują tu sokoły wędrowne, bieliki czy pustułki. Na „wawerskich Malediwach”[1] gniazdują mewy i siewki. Nad stawami i na brzegach Wisły można dojrzeć gniazda remiza albo nurkujące za rybami zimorodki. Wewnątrz warszawskich dębów tętni owadzie życie, a na ich pniach wyrastają rzadkie i chronione prawem gatunki hub, jak ozorek dębowy. Lotnisko na Okęciu przyciąga ptaki łąkowe i polne, i często są to gatunki już niemal całkiem wytępione poza granicami Polski. EkoPatrol Straży Miejskiej bywa wzywany do lancetogłowów mlecznych i węży zbożowych dziarsko pełzających po mieszkaniach, warsztatach oraz biurach. Jenoty i szopy pracze spotyka się nie tylko w dzikich ostępach wiślańskich łęgów, lecz także w piwnicach butików przy Nowym Świecie czy Krakowskim Przedmieściu. Sprawdźmy, gdzie można doświadczyć dzikości w Warszawie.
Zatłoczona Wisła
Warszawska Wisła jest unikatem: to niemal zupełnie dzika miejska rzeka będąca korytarzem ekologicznym ważnym dla całej Unii Europejskiej. Nad rzeką w głębi miasta można tu spotkać łosie i dziki. Jak to bywa nad wodą, nie brak też bobrów i wydr. Przy odrobinie wprawy można wypatrzeć karczownika ziemnowodnego – doskonałego nurka o futrze srebrzystym od bąbelków powietrza, który choć bywa przezywany szczurem wodnym, najbliżej spokrewniony jest z nornikami. Potrafi nabroić na wałach nad rzekami, zepsuć nieskazitelną płaszczyznę trawników albo popodgryzać cebulki roślin na naszych działkach, ale podlega częściowej ochronie gatunkowej. Nocami nad Wisłą uwija się też sporo nietoperzy, szczególnie nocków rudych, rozmiłowanych w wodach o gładkiej tafli, oraz gacków brunatnych i szarych, które trzymają się blisko ludzkich siedzib. Doświadczonym chiropterolożkom czasem udaje się usłyszeć lub odłowić innego nietoperza – mopka. Podczas rójki jętek nad rzekę zaglądają też nietoperze borowce, coraz chętniej mieszkające w blokach z wielkiej płyty, a nie w dziuplastych drzewach.
Obfitość ptactwa, gryzoni i zaspanych nietoperzy zwabia nad Wisłę sporo futrzastych drapieżników, z lisem i kuną domową na czele. Towarzyszą im tchórze, kuny leśne, gronostaje i łasice łaski, a coraz częściej także obce gatunki inwazyjne: wschodnioazjatyckie jenoty oraz ich amerykańskie sobowtóry: szopy pracze. Zalesione i zabagnione brzegi rzeki, łączące Puszczę Kampinoską z lasami na wschód od stolicy, bywają uczęszczane przez wilki – przede wszystkim przez osobniki młode, poszukujące partnerów i nowych terytoriów[2].
Blisko gwarnych deptaków i mostów regularnie widuje się i słyszy osobliwości na skalę Europy, od czarnych bocianów począwszy, przez bataliony czy płaskonosy, na świstunach i nurach rdzawoszyich kończąc; lokalnie częste są kormorany czarne i bieliki. Obserwowano tu też pelikana kędzierzawego, gęś krótkodziobą, świstunkę złotawą, rybaczka srokatego[3] tudzież alczyka (na Kanale Żerańskim). Brodziec pławny wyprowadził lęgi na Kępie Zawadowskiej, a na Powiślu schwytano przeuroczą filigranową sowę syczkę, kojarzoną zwykle z Puszczą Białowieską.
Jeśli chodzi o ryby, to w stołecznych odcinkach Wisły naliczono ćwierć setki gatunków. Tradycyjnie dzieli się je na grupy rozmaitych -filów. Nazwy te wskazują na upodobania i sposób rozmnażania się poszczególnych gatunków, odnoszą się bowiem do charakteru ich tarlisk. Fitofile składają ikrę wśród roślin (gr. phyton – roślina); nagminnie mylone z nimi z racji podobieństwa łacińskich liter litofile na kamieniach lub grubym żwirze (gr. litos – kamień); psammofile w piasku; pelagofile w pelagialu (czyli w toni wodnej, w tym wypadku w nurcie rzeki, nie zaś na dnie); ariadnofile natomiast wiją gniazda z nici własnej produkcji, co zbliża je do pająków. Najmniej jest ostrakofili, których młode lęgną się wewnątrz muszli. W warszawskiej Wiśle najliczniejsze okazały się fitofile (od szczupaka i kozy po karasia i wzdręgę, a na upartego też suma i sandacza), ale trafił się też pelagofil miętus, i ostrakofilka różanka (której narybek rozwija się w żywych małżach skójkowatych; nazywana jest też siekierką – stąd warszawskie Siekierki), ariadnofil ciernik i dwójka psammofili: śliz oraz kiełb, wreszcie trójca litofili: kleń, brzana i rapa (boleń).
Płazów mamy nad Wisłą – i w samej rzece – znacznie mniej niż ryb. Najczęściej możemy spotkać ropuchę szarą. Niemal równie liczna okazała się rzadka w skali Polski ropucha zielona. Być może w warszawskich starorzeczach trafia się również trzeci gatunek: paskówka. Żyje w Puszczy Kampinoskiej, i choć nawet tam jest niezmiernie rzadka, to może zachodzi też do miasta? Z mniejszych i ładniejszych, choć dalej branych za ropuchy płazów warto wspomnieć huczka ziemnego, czyli grzebiuszkę. I oczywiście kumaka nizinnego – to koszmar deweloperów chcących coś zbudować na terenie jego występowania, a zarazem mroczny obiekt pożądania terrarystów. Żabom trawnym z kolei tak przygrzewa miejska wyspa ciepła, że widuje się je w stolicy nawet w grudniu, gdy dawno powinny spać. Rzadsze w skali miasta, choć nad starorzeczami lokalnie pospolite bywają nasze „smerfy”, czyli żaby moczarowe. Podczas godów faktycznie przypominają postacie z kreskówki. Mnóstwo sympatii budzą też rzekotki: drzewna i wschodnia. O wiele mniej wiemy zwykle o płazach ogoniastych: traszkach vel trytonach, branych czasem za należące do innej gromady jaszczurki.
Na wałach przeciwpowodziowych często wygrzewają się jaszczurki zwinka i żyworódka. Czasem można dostrzec inne jaszczurki, brane zwykle za węże, czyli padalca zwyczajnego i kolchidzkiego. Prawdziwym, aczkolwiek zupełnie nieszkodliwym, a według dawnych wierzeń Słowian i Bałtów wręcz przynoszącym szczęście wężem jest zaskroniec zwyczajny. Jadowita jest natomiast żmija zygzakowata, niekiedy zaglądająca nad Wisłę z Puszczy Kampinoskiej. Dzikich niejadowitych węży miedzianek w Warszawie nie ma, choć w Garwolinie obserwowano dwa okazy tego gatunku. Jeśli chodzi o inne gady, to jeszcze w latach 80. minionego wieku mogła się na Wawer zapuszczać jedyna rodzima dla Polski grupa żółwi błotnych. Trwają prace nad ich reintrodukcją w Mazowieckim Parku Krajobrazowym. Stołeczne sadzawki i starorzecza znacznie częściej stają się nowym domem dla obcych gatunków przepięknych, acz śmierdzących żółwi czerwono- i żółtolicych. U siebie, czyli w Ameryce Północnej, dochodzą aż do Kanady, toteż polskie zimy, skądinąd coraz łagodniejsze, nie są im straszne.
Wielka rzeka to także raj dla owadów. Po jej dnie w miejscach o wartkim prądzie wędrują larwy ważek, jętek i chruścików. Całe życie spędzają w wiślanej toni niektóre chrząszcze i nagminnie mylone z nimi pluskwiaki. Okresowe zbiorniki wodne blisko rzeki to całe odrębne mikrokosmosy. Płytkie i ciepłe, niemal stagnujące partie wód wiślanych rozlewisk stanowią idealne miejsce dla larw komarów – ich rozwojowi sprzyja nie tylko ciepło, lecz także brak wielu drapieżników, z rybami na czele. Także warszawskie wierzbiny to od wieków raj dla miłośników intrygujących insektów. Cały swój cykl rozwojowy zamykają w nich piękne, a jak na polskie warunki przeogromne chrząszcze: zgrzypik twardziel, wonnica piżmówka czy dłużynka dwukropka. Dojrzałe zgrzypiki trzymają się korzeni i ziemi; piżmówki uwijają się na pniach rosochatych wierzb lub na pobliskich kwiatach; dłużynki natomiast znajdują zbawienny chłód i pokarm wśród listowia. Mocne wrażenie robią ogromne ćmy przywiązane do aluwialnych lasów wierzbowo-topolowych, jak nastrosz półpawik, topolowiec czy trociniarka czerwica.
W nurcie Wisły, jej starorzeczach, wreszcie w parkach i oczkach wodnych stolicy spotyka się kilka gatunków raków. Niestety już od kilku dekad wszystkie te dziesięcionogi to inwazyjne gatunki obce. Polska była niegdyś czołowym eksporterem krajowych skorupiaków – wskazujących na czystość wody raków szlachetnych („szewców”) oraz mniej wybrednych raków stawowych („krawców”). Choć Warszawę nazywano Paryżem Północy, to raka ceniono u nas wyżej niźli żaby (odwrotnie niż we Francji), co zresztą uwieczniono w porzekadle: „Idź z głupim na raki, a on żaby łowić będzie!”. Pod koniec XIX wieku wytępiła je dżuma racza, przywleczona z Ameryki Północnej w wodach balastowych pewnego statku. Leseferystyczny kapitalizm szybko „rozwiązał” problem zagłady tubylczych skorupiaków, zastępując je ich amerykańskimi kuzynami: rakiem pręgowatym, rakiem sygnałowym (szwedzkim, kalifornijskim) oraz trzymanym w Polsce raczej dla ozdoby niż mięsa rakiem luizjańskim. Ten ostatni pierwszą samoodnawiającą się populację stworzył właśnie w Warszawie. Czwartym obcym, ale coraz pospolitszym u nas dziesięcionogiem staje się rak marmurkowy. To klasyczny przykład gatunku niespotykanego wcześniej w dzikiej przyrodzie, wytworzonego przypadkiem przez akwarystów. Niektóre raki mogą się mnożyć bez udziału samców, ale tylko marmurkowe od początku żyją we własnej seksmisji. Jeśli chodzi o staropolskie skorupiaki, to sytuacja poprawiła się na tyle, że dwie stabilne populacje naszych raków szlachetnych spotyka się już 30 kilometrów od miasta. Wody Polskie, wędkarze i miłośnicy przyrody, nierzadko pod nadzorem naukowców ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, zaraczają dopływy Wisły, głównie Narew i Liwiec, gatunkami rodzimymi, a przynajmniej formalnie za takie uważanymi, jak czarnomorski krawiec.
Wawerska Białowieża
Po szaleństwie nadwiślańskiej bioróżnorodności koniecznie trzeba odwiedzić Zakole Wawerskie. To dawne, po części osuszone, po części przekształcone w kanał starorzecze Wisły zlokalizowane jest na południe od zbiegu Trasy Siekierkowskiej z Traktem Lubelskim oraz ulicami Ostrobramską i Płowiecką, a ciągnie się hen, do Wólki Zerzeńskiej. Równina (terasa) zalewowa Wisły jest tu najszersza w stolicy. Znajdziecie tu tereny otwarte – łąki kośne i nieużytkowane rolniczo bagniste szuwary – oraz podmokłe lasy: olsy porzeczkowe na północy i łęgi wierzbowo-topolowe na południu. Mija właśnie 20 lat, odkąd we wrześniu 2002 roku najcenniejszą przyrodniczo i krajobrazowo północną połać Zakola Wawerskiego objęto ochroną obszarową.
Zdaniem niektórych ptakolubów jest to najwspanialsze lęgowisko ptaków mokrych lasów w całej Warszawie, niewiele ustępujące łęgom Puszczy Białowieskiej. I choć coraz rzadziej spotkacie tu kszyki, bekasiki i podróżniczki, i tylko czasem uda się zobaczyć czajki, skowronki oraz zimorodki znad kanału Nowa Ulga, wciąż jednak gnieździ się tu około 70 gatunków, a dalszych 50 wypoczywa podczas sezonowych przelotów. Można tu usłyszeć między innymi dziwonię i muchołówkę małą – dwa drobne ptaszki słynące z nietypowych zimowisk w południowej Azji (z Pakistanem i Bhutanem włącznie), nie zaś nad Morzem Śródziemnym czy dalej w RPA, jak u większości naszych skrzydlatych wędrowców. Z ciekawych płazów występuje tu huczek ziemny, sławny z ogromnych kijanek, okazalszych od skądinąd drobnych okazów dorosłych. Znajdziemy tu również mnóstwo krzewów i ziół, chociażby kruszynę, kalinę koralową, śniedka baldaszkowatego i konwalię majową.
Ptasi Raszyn
Kolejny warszawski ptasi raj to Stawy Raszyńskie – jedna z największych atrakcji dla obserwatorów i obserwatorek ptaków z całej Polski i krajów sąsiednich. Zbudowano dla nich nawet trzy wieże widokowe przy stawach: Parkowym Górnym, Raszyńskim oraz Falenckim. Rezerwat ornitologiczny, który objęty jest ochroną czynną, ustanowiono w 1978 roku na upaństwowionych stawach rybnych, i powiększono w 2011 roku. Lęgnie się tu około 100 gatunków ptaków, niekiedy – jak u kormoranów, mew i czapli siwych – tworzących całe kolonie. Gniazdują tu rzadkie w Polsce gatunki, jak perkoz rdzawoszyi, którego ostało się raptem 600–900 par, czy zausznik. Kolejne kilkadziesiąt gatunków obserwuje się tu regularnie podczas jesiennych i wiosennych przelotów. Na spuszczanych na zimę stawach popasają wówczas między innymi dzikie kaczki i gęsi: głowienki i gęgawy; moc brodźców, na przykład rycyki, kwokacze i krwawodzioby; rzadkie u nas mewy; jest też sporo szponiaków, jak bieliki czy rybołowy. Udokumentowano także obecność wielu rzadkich we wschodniej Europie gości, z pelikanem różowym i berniklą rdzawoszyją na czele.
Nie tylko rośliny, czyli kto mieszka w ogrodzie botanicznym
Wiemy już, gdzie wybrać się w poszukiwaniu ptaków, tymczasem różnych nieoczywistych mieszkańców Warszawy można spotkać także w zajmującym 40 hektarów Ogrodzie PAN w Powsinie. Zgromadzono tu ponad 8600 gatunków i odmian roślin, poza tym działają pracownie naukowe i bank genów. Można natknąć się też na zwierzęta. Koty chronią cebule i kłącza przed gryzoniami, żyje tu też pies lokalnego rzeźbiarza i świnki morskie, do oranżerii podrzucane są żółwie czerwono- i żółtolice, a w okolicy latają pszczoły z pasiek wędrownych. To jedno z nielicznych na Mazowszu miejsc, gdzie obserwowano tak rzadkie gatunki ptaków jak sieweczka obrożna, górniczka, muchołówka mała czy orzełek włochaty. Gniazdowały tu między innymi turkawki, gąsiorki, czajki i pleszki. Ogród słynie z gadatliwych sójek, wszędobylskich grzywaczy, wilg zwiastujących deszcz, kukułek strzegących sadu przed włochatymi gąsienicami oraz dzięcioła zielonego, regularnie zażywającego kąpieli śnieżnych albo mrówczych nieopodal oranżerii. Pliszki siwe wiły gniazda na poddaszu siedziby banku genów.
Sarny i zające regularnie włamują się do sadów, by ogryzać drzewka owocowe historycznych odmian. Dziesięć czy dwadzieścia lat temu rył tu nory lis kuternoga. Coraz częściej zaglądają tu borsuki, zwabione bogactwem jagód i orzechów. Nie pogardzą również owocami silnie trującymi dla ludzi – wyżerają na przykład jagody konwalii, by się odrobaczyć. Kilkanaście lat temu w miejscu dzisiejszego ogrodu testowego nowych, jeszcze nieopatentowanych odmian róż były poletka obsiane historycznymi odmianami, lokalnymi ekotypami żyta oraz liniami wsobnymi tego zboża. Podczas żniw znajdowano tam gniazda badylarek, uroczych myszek będących pod ochroną. Moc drzew rodzących orzechy oraz bogate w grzyby Arboretum wciąż czynią Powsin rajem dla wiewiórek. Uwagę zwiedzających przyciągają okazy o niemal czarnym futerku. Według miejscowej legendy pochodzą od wiewiórek tatrzańskich, zawleczonych przypadkiem razem z głazami i krzewami kosodrzewiny podczas wznoszenia tu mini-Tatr. Dla koszatek i popielic także znalazłoby się tu miejsce. Może nawet są, tylko prowadzą skryty tryb życia. Domem dla wielu zwierząt są tutejsze stawy, nie brakuje tu żab zielonych i kumaków, składają skrzek urokliwe rzekotki, smukłe żaby trawne oraz ropuchy i grzebiuszki. W wodzie pływa mnóstwo karasi, płoci, cierników, jazgarzy i sumików karłowatych. Kuszą one zalatujące tu nocami czaple.
Sokola rodzina na swoim
Pałac Kultury i Nauki, czyli drugi co do wysokości budynek stolicy, jest nie tylko siedzibą wielu instytucji, lecz także miejscem życia pszczół z miejskiej pasieki i całkiem dzikich sokołów wędrownych. Te ptaki, niby rozpowszechnione na całym świecie, lecz w wielu regionach od dawna wymarłe, gniazdują na czterdziestym trzecim piętrze pałacu. Od 2009 roku Gidze i Frankowi można zajrzeć do łóżka i kuchni za sprawą kamery zainstalowanej przez Stowarzyszenie na rzecz Dzikich Zwierząt „Sokół”. W 2017 roku, na czas remontu iglicy, para przeniosła się na jakiś czas na poziom techniczny Warsaw Trade Tower, gdzie zresztą doczekała się kolejnej trójki młodych, a po roku wróciła na stare śmieci. Do niedawna najwyższy budynek Polski stał się dla sokołów tym, czym najdłuższy zamek Niemiec – bawarski Burghausen – dla ibisów grzywiastych: nie tylko ulubioną miejscówką, ale i matecznikiem nowych okazów.
Godna uwagi jest także flora stalinowskiego drapacza chmur. Unikatowe spieki oraz rzeźby stały się niezłym podłożem dla nieczęstej w kraju, zwłaszcza na północy, drobniutkiej paproci: zanokcicy murowej. Ściany pałacu cechuje znaczna wilgotność, stąd przewaga wilgociolubnych, choć znoszących silne susze gatunków reprezentujących wszystkie krajowe typy życiowe, od niepozornych roślinek zielnych (pyleniec pospolity, karmnik rozesłany, lniczka mała) po krzewy i drzewa (wierzby biała i krucha, topola biała, brzoza brodawkowata). Zadziwia wyraźne podobieństwo flory najwyższych miejsc PKiN do łach i żwirowisk, a nawet lasów łęgowych Wisły, przy jednoczesnym braku wielu gatunków pleniących się masowo w szczelinach płyt chodnikowych, na trawnikach i klombach pod samym budynkiem. Najwidoczniej nasiona roślin kwietnikowych i chodnikowych są zbyt ciężkie, by wiatry zaniosły je aż na stropodachy pałacu. Natomiast opatrzone puchowym aparatem lotnym nasionka wierzb i topól albo skrzydlaki jesionów i klonów potrafią tam desantować, a potem trwale zająć ten teren.
Nowa ostoja dzikości
Kogo można spotkać w warszawskich ogródkach działkowych? Regulaminy ROD-ów zazwyczaj dopuszczają jedynie chów gołębi, kur i królików, czasem pszczół, choć wyłącznie w zbiorowej pasiece. Można jednak natknąć się tu – szczególnie na dzikim Golędzinowie – nawet na łosie. Nie dziwi aktywność lisów, jenotów, norek amerykańskich, kun i łasic. Irytują dziki, trwogą napawają zwłaszcza lochy z pasiakami. Zające i sarny nie są zbyt mile widzianymi gośćmi, gdyż spałują drzewka. Jeże budzą sympatię, choć nie częstują się jabłkami. Wolno płoszyć krety, choć należałoby raczej docenić ich zasługi w tępieniu nagich ślimaków i wielu owadów. Pamiętajmy, że kret nie je roślin, a spustoszenie wśród buraków, marchwi, dalii czy pacioreczników to „wina” rozmaitych gryzoni. Sporo szkodników pożerają też rzadko zauważani, bo nieprzekopujący trawników, choć miejscami bardzo liczni krewniacy kretów: ryjówki, rzęsorki i zębiełki. Koło oczek wodnych czasem można też spotkać jadowite rzęsorki.
Zarówno gryzonie, jak i płazy czy ryby z oczek wodnych to żywa stołówka dla zaskrońców zwyczajnych. Oprócz tych rodzimych węży coraz częściej spotyka się ich dalekich kuzynów zza Wielkiej Wody, porzuconych przez terrarystów albo zbiegłych z hodowli: lancetogłowy mleczne (pseudokoralówki), a nawet węże smugowe (piloty). Lancetogłowy to prawdziwe mieszczuchy. EkoPatrol musiał je odławiać z mieszkań między innymi na Służewcu i w Ursusie. Nie są jadowite – ich kontrastowe, jaskrawe czerwono-czarne lub czerwono-złoto-czarne barwy interpretuje się zwykle jako mimikrę batesowską. Polega ona na upodobnieniu się gatunku niegroźnego do gatunku naprawdę niebezpiecznego, w przypadku lancetogłowów do prawdziwych węży koralowych, mokasynów i grzechotniczków.
Cudaki w Lasku Bielańskim
Z ogródków działkowych przeskakujemy teraz do Lasu Bielańskiego. To resztka prastarej Puszczy Mazowieckiej, rozciągającej się niegdyś na ziemiach dzisiejszego Kampinoskiego Parku Narodowego i współczesnych dzielnic Warszawy: Żoliborza, Bielan oraz Młocin. Podobnie jak Puszcza Białowieska Las Bielański przetrwał na żyznych, a zatem atrakcyjnych dla rolnictwa glebach, stanowił albowiem obszar łowiecki władców: książąt Mazowsza, a potem królów polskich. Kolejnymi gospodarzami tej dąbrowy byli kameduli – członkowie zakonu kontemplacyjnego o wyjątkowo surowej regule, których pustelnie musiały być oddzielone od zgiełku i grzechów świata gęstymi puszczami. Dlatego ocalały tu lasy liściaste o wysokim, pomimo bezpośredniej bliskości metropolii, stopniu naturalności. Wiele było tu płatów najpiękniejszego i najbogatszego gatunkowo lasu Środkowej Europy: świetlistej dąbrowy, zależnej od zapomnianych dziś lub zgoła nielegalnych metod użytkowania, jak wypas świń i koni w lesie, i utrzymywania magnackich menażerii; zdarzały się tu postoje taborów cygańskich, praktykowano bartnictwo i budnictwo.
Bliskość ośrodków akademickich sprawiła, że Bielany już na przełomie XIX i XX wieku stały się miejscem odkrycia kilku dotąd nieznanych gatunków zwierząt. Jednym z nich był „mamut wśród skoczogonków”, czyli mechowatka albo czwórzebiec bielański, wyczajona przez zoologa Antoniego Wagę. Jest to skoczogonek pod wieloma względami nietypowy (chociażby niezdolny do skoków), dziś traktowany jako gatunek górsko-wyżynny. Potem były pozbawione polskich nazw: wrotek Pedalia intermedia, opisany przez Jerzego Wiszniewskiego, i dwa wirki: Castrada variodentata i Dalyellia penicilia ssp. diminuta, odkryte przez Mariana Gieysztora. Wrotki to prawdziwe cudaki, albowiem rosną, zwiększając rozmiary komórek swego ciała, nie zaś ich liczbę, jak reszta zwierząt i roślin. Wirki to krewniaki pasożytów: przywr i tasiemców. Naszym glebowym wirkom daleko wszakże do bajecznych kolorów ich morskich kuzynów, słynnych z szermierki na penisy – przegrany zostaje samicą i musi znosić jajka.
Skaryszak w pigułce
Jeśli przepłyniemy na drugi brzeg Wisły, trafimy do Parku Skaryszewskiego im. Ignacego Paderewskiego. Ten położony na Pradze-Południe zabytkowy park krajobrazowy w 2009 roku zdobył tytuł najpiękniejszego w Polsce oraz trzecią lokatę w konkursie na najpiękniejszy park w Europie. Powstał w 1906 roku, jeszcze poza ówczesnymi granicami miasta, na nieustannie podtapianych gruntach wsi Kamion. Jego założyciel, główny ogrodnik miejski Franciszek Szanior, zaprojektował nowatorski ośrodek sportu i wypoczynku, uwzględniając podmokły, mocno zalewowy charakter tych terenów. Pozostawił zatem malownicze starorzecze Wisły, zwane Jeziorem albo Łachą Kamionkowską. Kazał też wykopać kilka nowych stawów i kanałków, a także postawić sztuczny wodospad.
Za sprawą badań zespołu prof. Macieja Luniaka w 2014 roku całkiem dobrze poznano rozmaite grupy żyjących tu dziko roślin, zwierząt i grzybów. Dominują pospolite gatunki od wieków towarzyszące człowiekowi, choć zdarzają się też prawdziwe rarytasy. Spójrzmy choćby na insekty: wśród biedronek znaleziono co najmniej cztery gatunki rzadkie dla polskiej fauny. Z kolei wśród motyli najrzadszym i chyba najpiękniejszym był mieniak. Małży naliczono 10 gatunków, ale raptem 63 osobniki. Największą osobliwością wśród nich była malutka kulkówka rzeczna, która przetrwała jeszcze z czasów, gdy Łacha Kamionkowska była połączona z Wisłą. Wciąż świeże muszle wskazywały też, że dopiero niedawno zanikła imponująca szczeżuja wielka. Badaczy zaskoczyła również obecność dwóch inwazyjnych ciepłolubów, znanych dotąd z okolic elektrociepłowni Konin: zatoczka rozszerzonego oraz rozdętki zaostrzonej.
Skaryszak to również jedno z ukochanych miejsc członków Stołecznego Towarzystwa Ochrony Ptaków, organizujących tu darmowe spacery dla początkujących ptasiarzy. Trudno się dziwić, skoro to jeden z najbogatszych w gatunki lęgowe warszawskich zieleńców! Notowano tu co najmniej 80 gatunków, w tym około 60 gniazdujących lub regularnie popasających podczas przelotów (w tym takie rzadkości jak droździk i gągoł). W przeciwieństwie do motyli, którym szkodzi regularne koszenie trawników i pielenie chwastów potrzebnych gąsienicom, jest tu mnóstwo ptaków rozmiłowanych w słowiańskim bardaku, omijających natomiast szerokim łukiem zieleń uporządkowaną i równo przystrzyżoną. Są to między innymi słowiki, zaganiacze, pierwiosnki, drozd śpiewak, pokrzewki i rudziki. Towarzyszą im pierzaste osobliwości takie jak muchołówka mała, rybitwy (białoczelna i rzeczna), a także dzięcioły (średni i czarny). Zadomowiają się tu również przeurocze, ale coraz mniej przychylnie traktowane w Unii Europejskiej gatunki obcych kaczek. Mamy zatem parkę mandarynek oraz singla karolinki, który co pewien czas podrywa panią mandarynkę.
Nie brak tu także przedstawicieli drugiej grupy swobodnie latających kręgowców, czyli nietoperzy. Naliczono ich 5 gatunków. Rozległe stawy oraz pomnikowe dziuplaste drzewa to idealne połączenie dla nocka rudego. Jeszcze przed zachodem słońca nad stawami można ujrzeć także borowce wielkie, jedne z nielicznych w Europie nietoperzy tak wielkich, że niekiedy chwytają nawet ptaki. Jesienią można usłyszeć śpiew samców tworzących haremy. Na randkach wzdłuż parkowych alejek straszą nas mroczki późne. Wyżej, w koronach drzew legną się karliki większe. Skarb polskiej fauny, czyli mroczek posrebrzany, zjawia się tu dość rzadko.
Jeziorko Kamionkowskie pozostaje ważnym w skali miasta tarliskiem ryb, regularnie zasilanym przez miejscowy Związek Wędkarski linem i szczupakiem. Obecność pozostałych ryb drapieżnych, zwłaszcza bolenia i sandacza, uznać można raczej za wędkarską legendę.
Postscriptum
Tak ogromne bogactwo dzikiej przyrody, jakie wciąż notujemy dla miasta stołecznego, może być po części artefaktem obserwacyjnym, wynikłym ze skupienia w Warszawie mnóstwa przyrodników, zarówno zawodowych, jak i amatorów. Przy tylu obserwatorkach i obserwatorach, działających od setek lat w tym samym miejscu, nietrudno o dobrze udokumentowane obserwacje rozmaitych cudaków, zwłaszcza, gdy się ich celowo szuka. Osobliwe gatunki spotkać można tu także w miejscach poddanych ekstremalnej presji człowieka, jak czynne place budowy. Na przykład w sierpniu lub wrześniu 2019 roku we Włochach robotnicy znaleźli ogromnego kraba. Dziesięcionóg za nic miał regulamin i harmonogram budowy, straszył tylko wielgachnymi szczypcami. Okazał się krabem wełnistorękim, rodzimym dla Korei i Chin, choć od ponad wieku częstym także w Odrze. Ciężko zgadnąć, jak dotarł nad Wisłę. Ale to już zupełnie inna opowieść!
Il. Mariusz Tarkawian
Adam Kapler przez wiele lat pracował w Ogrodzie Botanicznym – Centrum Zachowania Różnorodności Biologicznej PAN w Powsinie i PGW Wody Polskie. Działacz Polskiego Towarzystwa Botanicznego, Polskiego Towarzystwa Dendrologicznego oraz Centrum Ochrony Mokradeł. Botanik, łąkarz kwietny, historyk nauk ścisłych i dziennikarz naukowy. Można go poczytać w „Szkółkarstwie”, na portalu Ekologia.pl i blogu „Florofil”.
[1] To zwyczajowa, nieformalna nazwa wawerskiego odcinka obszaru Natura 2000 „Dolina Środkowej Wisły” oraz znajdującej się na przeciwległym brzegu plaży w Ciszycy.
[2] EkoPatrol i przyrodniczki pouczają, by nie ulegać ani czarnej, ani białej legendzie dzikich przodków naszych piesków. Wilki mają prawo przejść koło nas, jednak nie należy ich dokarmiać, pozwalać na krycie naszych suczek ani obłaskawiać innymi metodami. W razie spotkania warto unikać paniki, nie uciekać gwałtownie, nie należy też rzucać w wilka przedmiotami. Można natomiast „powiększyć się optycznie” – rozpiąć kurtkę albo machać rękoma.