Il. Mariusz Tarkawian

Łoś

Weronika Zalewska
Kampinoski Park Narodowy

Usiedliśmy na pieńku w Kampinosie żeby zrobić sobie przerwę w trakcie długiego spaceru. Była późna jesień, koniec listopada, wzięliśmy ze sobą z domu gorącą owsiankę w termosie spożywczym. Siadając zauważyliśmy w odległości około dziesięciu metrów samicę łosia – łoszę – skubiącą rośliny.

Spojrzała na nas i wcale się nie przejęła – kontynuowała swój posiłek, a my dołączyliśmy do niej. Przejął nas jej spokój, i te niesamowicie długie, wąziutkie nogi utrzymujące masywne tułowie. Była u siebie. Dobre 15 minut spędziliśmy wspólnie, doskonale słysząc jej mlaskanie, a ona zapewne nasze. Nagle w lesie było głównie wspólne mlaskanie naszej trójki. Późnojesienna odżywczość nadal-zielonych kęp trawy. Odchodząc, mijając ją w ten sposób, że znaleźliśmy się w nizinie, a łosza pozostała o wiele wyżej, zatańczyłam dla niej dziwny taniec wdzięczności; moje łokcie i stopy lekko się wyginały, falowały, machały. Moje ciało pełne było radości ze wspólnego spokoju, byłam zdziwiona, że to możliwe; czule zdziwiona.

 

Il. Mariusz Tarkawian
Przejdź do poprzedniej historii
Przejdź do kolejnej historii
Copyright © Fundacja Puszka