Perkozek
Łukasz Skomorucha
Ursynów, jezioro Imielińskie
Demonologia słowiańska obfitowała w najprzeróżniejsze istoty żyjące w wodach i na jej brzegach. Ten obcy i niedostępny dla naszych przodków świat był zarazem fascynujący i niebezpieczny. W opowieściach o nich dość często powtarza się motyw szaleńczego śmiechu – przybierające formę przepięknych dziewcząt rusałki swoje ofiary łaskotały tak długo i intensywnie, aż te traciły dech w piersiach.
Ostatnio wpadłem na pomysł, dlaczego atakom wodnych demonów tak często towarzyszyły ataki śmiechu. A było to po tym, jak pierwszy raz na żywo usłyszałem perkozka (Tachybaptus ruficollis).
Perkozek to nasz najmniejszy gatunek perkoza i jeden z najmniejszych przedstawicieli rzędu perkozów (Podicipediformes) w ogóle. To maleństwo, wielkości mniej więcej kosa, potrafi lęgnąć się nawet na małych, śródleśnych, gęsto zarośniętych oczkach wodnych o mulistym dnie i bagnistych brzegach, co dodatkowo pasuje do profilu demona ukrywającego się gdzieś w niedostępnych ostępach i chaszczach. O ile perkozka wiosną najłatwiej usłyszeć, o tyle zobaczyć go można o wiele łatwiej zimą, bowiem część osobników zimuje u nas w kraju i chętnie korzysta z oparzelisk na większych zbiornikach wodnych. Wtedy też w jego diecie zwiększa się udział drobnych ryb, które latem zastępowane są przez niewielkie stawonogi.
Wibrująco-chichoczące perkozki usłyszałem niedawno na Jeziorze Imielińskim, wciśniętym ciasno w zabudowę Ursynowa. Przez ułamek sekundy udało mi się jednego nawet zaobserwować przez prześwit w suchej, zeszłorocznej trzcinie. Szybko jednak dał nura pod wodę i tyle go było widać.