Szczeć pospolita
Kaja Nowakowska
Golędzinów
Kwiatostany mają podobne do owalnej szczotki – ostre, sztywne, wysokie. Tak wyglądają na warszawskich nieużytkach i łąkach szczecie.
Początek znajomości z nimi niknie w mrokach moich wspomnień, więc go nie przytoczę. Nasza przyjaźń zacieśnia się jednak z roku na rok. Cenię je za oryginalne piękno. Wzruszają mnie dwa okółki różowo-fioletowych kwiatków, które „przemieszczają się” po kwiatostanie w czasie kwitnienia. Uwielbiam je za to, jak wiele trzmieli i innych zapylaczy przyciągają. I za drapiąco-kłującą fakturę. Nigdy nie umiem się powstrzymać, żeby nie przejechać opuszkami palców po ich główkach. I bardzo, ale to bardzo ukochałam je za fitotelmy, które tworzą po deszczu. Fitotelma to naturalny zbiorniczek wodny w obrębie rośliny czy drzewa. U szczeci te mikrostawiki powstają u podstawy liści, które zrastają się nasadami z łodygą, formując idealne naturalne „miseczki”. Kiedy poruszysz łodygami szczeci, woda w tych miniaturowych stawach też się zakołysze. Tak samo dzieje się, kiedy wieje wiatr. Szczeciowe zbiorniczki stają się domem dla maleńkich bezkręgowców lub wodopojem dla spragnionych owadów, a nawet niewielkich ptaków. Jak tu ich nie kochać?