Akacja
Marcin Małek
Stegny
Przed oknem stoi brzoza. Zasadził ją mój sąsiad Michał, w 1989 roku, i niedługo potem się wyprowadził. Byliśmy wtedy nastolatkami. Brzoza rośnie strzeliście i wyniośle, nie zawraca sobie czupryny wszystkimi słusznie mijającymi latami. Nie o niej będę tu jednak opowiadał.
Za brzozą, po drugiej stronie osiedlowej uliczki rośnie drugie drzewo, której nigdy nie dostrzegałem. Pewnego razu moja przyjaciółka Lesia wysłała mi zdjęcie drzewa rosnącego koło jej rodzinnego domu daleko stąd. Zdjęcie gałęzi z wielkimi kolcami długo nie dawało mi spokoju. W końcu skojarzyłem jej akację z moim drzewem. Okazały się prawie identyczne. Wspaniale, że tu i tam stoi taka sama bestia.
Do mieszkania z tym oknem wróciłem latem tego roku. Wychowałem się w nim. Potem do swojej śmierci, w zimie, mieszkał tam Tata. Teraz są tu moi przyjaciele. Cztery pokoje przed laty huczały odgłosami naszego dzieciństwa, potem powoli cichły i gasły, a teraz się odradzają. Jak w przyrodzie: rozwój, zamieranie, odrodzenie. Drzewa na ulicy zmieniają się najmniej, dużo wolniej niż marki samochodów i sąsiedzi. Są punktem zaczepienia wspomnień.
Akacja rośnie sobie za brzozą i ma na wszystko wywalone. Jak się ma takie kolce, to się ma taki luksus.
Postscriptum
Niedawno dowiedziałem się, że to robinia akacjowa. Dla mnie jednak na zawsze pozostanie akacją.