Najdzikszy z dzikich
Magdalena Krzosek-Hołody
Targówek-Bródno, Jeziorko Czerniakowskie
Najdzikszy z dzikich. Czy zwierzęta mają czas wolny?
W letni poranek 2022 roku Targówkiem wstrząsnęła wieść o dziku, który wybrał się na przechadzkę wśród międzyblokowej zieleni. Radosny spacerowicz obrał sobie za cel ogródek szkolny na ulicy Balkonowej, gdzie szybko został dostrzeżony przez dozorcę budynku. Zręcznie zamknięto go wewnątrz ogrodzenia placówki i wezwano straż leśną. Panowie wyposażeni w profesjonalny sprzęt szybko poradzili sobie z niespodziewanym gościem. W stronę dzika pomknęły strzały ze środkiem usypiającym i już wkrótce, bezwładny i spokojny, odtransportowany został do pobliskiego lasu. Doniesienia o tej dramatycznej interwencji ukazały się na lokalnych portalach, stronie dzielnicy oraz w mediach społecznościowych. Dalsze losy naszego bohatera nie są znane.
Jakiś czas wcześniej, ten sam (lub inny) dziczy turysta widziany był w Parku Bródnowskim. Na lokalnym forum fejsbukowym pojawiła się dramatyczna relacja ze spotkania człowiek-zwierzę, jak miała miejsce o 5 rano w zielonym sercu Bródna. Przerażony człowiek oddalił się w pośpiechu, nie omieszkał jednak o spotkaniu powiadomić współmieszkańców dzielnicy i (jak wynikało z relacji) lokalnego komisariatu policji.
Trzecia historia miała miejsce kilka tygodni wcześniej na Czerniakowie. Spacerując po pół-dzikich, pół-ludzkich terenach otaczających jeziorko, natknęłam się na ręcznie wykonane obwieszczenie: “Dziki-dziki! Proszę uważać, bo one wciąż grasują! Na razie te gałęzie muszą tu być”. Kiedy wczytywałam się w jego treść zaczepiła mnie starsza Pani, która okazała się być jego autorką. Ochoczo podzieliła się ze mną historią walki właścicieli działek z dziczym żywiołem. Barwnie opisywała systemy zasieków, pułapek i strachów, które zastawiano na zwierzęta, by uniemożliwić im dostęp do czerniakowskich ogródków działkowych. Opowieść przypominała epopeję, w której dwa gatunki toczą dziejowy bój o prawo do przestrzeni. Na odchodne rzuciła: Te dziki, proszę Pani, jestem pewna, że one chcą nas zniszczyć.
Te trzy, nieodległe od siebie w czasie historie, przypominają mi sensacyjne materiały medialne o zbiegłym przestępcach. W żadnej z nich, sam dzik nie zasługuje jednak na większą uwagę odbiorcy. Staje się zaburzeniem w przestrzeni, które podobnie jak awarię kanalizacji czy niewłaściwie zaparkowany samochód, należy jak najszybciej usunąć przy pomocy odpowiednich procedur. Czy jednak dzik-spacerowicz nie ma prawa choć na chwilę pobyć w miejskiej przestrzeni? W letni poranek przyszkolne ogródki są zupełnie puste, a placówka jest zamknięta. Uczniowie wrócą do niej dopiero za kilka tygodni. Zresztą, jak wynikało z relacji dozorcy - dzik po krótkiej przechadzce zaczął mościć sobie pod drzewem miejsce do drzemki. Podobnie w przypadku parku. O piątej rano jest on zupełnie pusty. Jeden człowiek i jeden dzik na 25 hektarach zieleni… czy mogliby przejść obok siebie bezszelestnie, bezprzemocowo?
Dlaczego przepędzamy z naszych przestrzeni dzikich-spacerowiczów, którzy bezkolizyjnie poruszają się po skwerach i parkach, wybierając przestrzenie, w których akurat nas nie ma. Przestrzenie, których i tak w danym momencie nie używamy. Może to dzicy-turyści, podróżnicy do krainy ludzi? Czy dzik ma prawo do czasu wolnego? Do rekreacji i zwiedzania świata? Być może gdyby była to wiewiórka czy dzięcioł, a nawet lis, łatwiej byłoby nam ich zaakceptować. Dzik to, co innego. Najdzikszy z dzikich. Nie wiadomo jak się z nim obchodzić. Czy dziki i ludzie mogą razem spacerować?