Gołębie pisklęta
Jakub Węgrzynowicz
Balkon na Czerniakowie
Na początku była tylko duża gołębica siedząca w doniczce z uschniętymi na słońcu wrzosami, które zostawiłem tak z lenistwa. Zadziwiające, że spodobało jej się na wietrznym balkonie szóstego piętra czerniakowskiego bloku. Od czasu do czasu na poręczy przysiadał także zgrabniejszy samiec z mniej zakrzywionym dziobem. Gdy pierwszy raz odleciały, między sprytnie wywiniętymi gałązkami wrzosu zobaczyłem dwa jaja. Pamiętam wciąż swój dziecięcy zachwyt i ekscytację z nadchodzącej obserwacji.
Codziennie śledziłem poczynania moich balkonowych współlokatorów przez szybę – tak, żeby ich nie wystraszyć, lecz zarazem systematycznie przyzwyczajać do mojej ciekawskiej osoby. Tej wiosny swój balkon wynająłem pozaludzkim lokatorom. W ramach podziękowania dane mi było pierwszy raz w życiu zobaczyć gołębie pisklęta. Wydały mi się nieco upiorne przez brunatne pierze i nieproporcjonalnie wielkie zakrzywione dzioby, choć jednocześnie były też bardzo słodkie. Ich rodzice przyzwyczaili się do widoku mojej twarzy za szybą, choć nie uzyskałem nigdy pełnego zaufania, natomiast młode wydawały się mną zafrapowane. Do tej pory przeglądam filmiki z karmienia czy iskania i z nostalgią wspominam dzień, w którym zobaczyłem na swoim balkonie jedynie puste gniazdo.