Szpaki i gołębie
Alicja Kaźmierkiewicz
Dworzec autobusowy Warszawa Zachodnia
„Juwenile” – myślę, wpatrując się w dwa brązowe ptaki. Przypominają trochę podloty kwiczoła, trochę nadmorskie sieweczki o długich nogach. To młode szpaki. Wysadzane klejnotami, opalizujące jak plama ropy naftowej. Wyglądają, jakby czekały na rodziców, ale jak można czekać na rodziców przy kałuży pośrodku dworca autobusowego? Nie ma tu żadnego drzewa ani krzaka, tylko beton, beton i gołębie.
Gołębie mają kolor betonu. A może to beton ma kolor gołębi? Piją z kałuży. Jeden ze szpaków doskakuje do nich i też pije. Wirusy, bakterie, niedopałki. Człowiek nie napiłby się z tej kałuży, a szpak pije, gołąb pije. Kiedy ludzi nie było, też była woda brudna i czysta, ale tej brudnej nikt nie pił. Nie musiał. Albo nie chciał. Czy gołąb cierpi, gdy pije brudną wodę? Czy cierpi zapchlony chorowity gołąb polski i niepolski, kosmopolita skalny, ale już miejski? Przetrwał, jest wszędzie, jest wszystkim, betonem, budynkiem, jest z budynku, jest w budynku. I więcej, nie mniej. Czy nie tego właśnie chce natura: proliferować, mnożyć się, trwać?
Przyjeżdża autobus. Szpaki odlatują. Gołębie stapiają się z betonem. Albo nigdy ich tu nie było. Nie było ich dla innych. Tylko dla mnie.